Nowy a raczej kolejny rozdział mojej życiowej księgi.

Chcą czy nie chcą trzeba żyć.

Znam już swój cel, drogę i środki wyrazu. A co z tego wyjdzie, dowiesz się czytając.

Blog - swoisty pamiętnik, skrótowiec
myśli, miejsce ewolucji duszy, miejsce wylania duszy na słowa.

Czytelnik - odbiorca myśli, iskra nadziei, naukowiec, miłośnik czytania nielogicznych
utworów epickich o charakterze refleksyjno-filozoficznych.

wtorek, 20 lipca 2010

Obóz - refleksja nr 1


Przedostatnia noc na obozie Artystycznym 2010. Czas powolnego podsumowania spędzenia tych kilkunastu dni.
W tym roku przyjechaliśmy ponownie do miejscowości Maróz, tu rok temu odbywał się poprzedniu obóz. Dlatego po okresie roku przyszedł czas na podsumowanie.
Teraz siedząc tutaj – w Marózie, śmiało mogę powiedzieć, że ten obóz zakończył pewną erę w moim życiu. Czas zmiany, metamorfozy (może poprawniejszym wyrazem było by przemiany). Mówiąc dokładniej czas przejścia z typowego nastolatka w młodzież – wyższy stopień – krok naprzód. I choć może wydawać się to dość dziwne, i dość nie logiczne i nie realistyczne to obóz pozwolił mi dojrzeć psychicznie. Podbudował mnie po roku szkolnym, po różnych problemach, po wszelkich nie powodzeniach. Dlatego śmiem twierdzić, że w ten krótki czas odrodziłem się na nowo, dojrzewając jak jabłoń na jesień.
Od trzech lat co roku obozy mdkowskie w moim życiu wywracają wszystko do góry nogami. Zmieniają mnie, i całe moje życie. Są wisienką na torcie, czyli zwieńczeniem całego roku. Jednakże ten obóz jest specyficzny. Pierwszy raz w czasie tak krótkim na granicy wykończenia fizyczno psychologicznego, dostałem tyle ciepła. Pierwszy raz poczułem, że nie jestem niczym, że coś się udaje w moim życiu. Zrozumiałem, że w moim życiu taniec, muzyka, i gra aktorska grają pierwsze skrzypce, stały się moim życiem – cały życiem. Doświadczyłem tańca przez udział w YCD obozowy w sposób dość głęboki, pierwszy raz tańczyłem, żyją, będąc, trwają, wierząc, pragnąc być w nim. Uwolniłem się. Byłem sobą. Zobaczyłem prawdziwemu sobie głęboko w oczy. Duch Święty pod czas tego tańca spłynął na mnie i wykończył każdy mój ruch swoją mocą. Spełniło się moje największe marzenie. I choć nie byłem ideałem – i nigdy nie będą. Cieszę się z tego. To byłem z siebie naprawdę dumny. Słowa, które po tym tańcu usłyszałem, zapadły mi głęboko w sercu i będą trwać w ciąż żywe. Szkoda tylko że nie mógłbym ich powiesić nad łóżkiem.
Z głębokim refleksem, z podbudowaną psychiką, z planem na przyszłość, z pragnieniem, nadzieją. J

1 komentarz:

  1. he he zauważyłam to już na obozie że jesteś jakiś inny ale może to i dobrze że się zmieniłeś ;];] Ps. fajnie piszesz ;]

    OdpowiedzUsuń