Żyję w świecie pełnym sprzeczności, pogoni i masek. Przynależę do niego tylko pod względem cielesnym, bo moja dusza wymyka się spod ziemskiego rozumowania. Jestem jedynie częścią natury.
Ciągła pogoń już od najmłodszych lat, rywalizacja połączona z wrogością i tzw. walką o stołki. Ja tego nie chce. Notoryczne zakładanie masek. Czasem zastanawia mnie fakt czy w ogóle istnieje możliwość ich zdjęcia, bo przecież w każdym miejscu, w każdej relacji odgrywamy inną rolę, więc kiedy jesteśmy sobą? Ja chce, pomimo działania wbrew światu i przyjętym zasadom, być sobą. Codziennością w tym świecie jest egoizm, cynizm, manipulacja, korupcja i bazowanie na układach. Po co mi to? Ja wolę być neutralnym, a zarazem prawdziwy.
Mój świat wewnętrzny, w tym, w którym aktualnie znajduje się moja dusza, jest zupełnie inny. Być może zbyt bardzo go sobie wyidealizował lecz wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że ja czuje się spełnionym i szczęśliwym człowiekiem.
Mam swój świat i swoje kredki. Kultowe określenie ludzi, którzy wymykają się spod realistycznego myślenia, których drugi człowiek nie jest wstanie ani zrozumieć ani poznać. Czy ja do nich należę? Zapewne tak, bo to jak żyję, czym się kieruje, co myślę, co robię, czego doświadczam, jak rozmawiam, wymyka się spod tej ziemskości. Dlatego też, coraz więcej ludzi nie umie mnie zrozumieć, nie zna mnie. Zaakceptowałem to, gdyż rozumiem ich. Nie prosto jest rozumieć kogoś, kto jest inny. Osobę, która nie kieruje się tymi samymi wartościami, celami, która wyznacza sobie zupełnie inny sens życia, która inaczej patrzy na rzeczywistość, na ludzi, na zachowanie, reakcje, która uczuciami nie raz tak bardzo się odróżnia, że nazwanie tych stanów jest niewykonalne. Z doświadczenia wiem, że trudno jest przedstawić innym swoje emocje tak, aby rozumieli, gdyż każdy ma inną definicję tego samego słowa. Przykładem jest miłość, każdy inaczej ją traktuje, nie którzy jako cielesność, inni jako duchowy stan, inni jak zwykłą relacje, itd.
Człowiek, który wykracza po za pewne ramy, które zostały nałożone przez społeczeństwo i kulturę, przeżywa w sobie olbrzymi chaos, nie potrafi zrozumieć samego siebie, swoich reakcji, a wręcz zaakceptować samego siebie. Wiem, że nikt nie jest wtedy w stanie mu pomóc, mimo najszczerszych chęci. To czas, który trzeba poświęcić, by wyjść z podniesioną głową, z pewnością siebie, i racją o słuszności swojego działa.
Wyjście po za to, co daje nam świat, nie oznacza od razu, że taka osoba jest odizolowana od innych na własne życzenie. Postać ta przygotowuje się i kształtuje siebie na tyle, żeby żyć w zgodzie z ludźmi, a zarazem tak, żeby nie zatracić siebie i swojego świata.
Sam to nie raz przeżywam i uwierzcie mi, że nie jest to takie proste, kiedy człowiek nie umie nazwać, opisać stanu, w którym aktualnie się znajduje. Uświadomienie samego siebie, że było się kimś przez pryzmat płaszcza, którzy nakładany był przez wiele lat, dzięki czemu sam siebie człowiek nie zna, jest wielki bólem i nie raz przypłaca się to bezsennością.
Teraz, kiedy jestem już świadomy, staje przed i wśród ludzi, i jestem szczęśliwy, gdyż wyszedłem z świata, który jest dla mnie paranoją, a przez to, czuje się wolnym i spełnionym, gdyż znalazłem swoją Ojczyznę.