Już zacząłem się cieszyć życiem, zacząłem czerpać radość i podjąłem próbe zaakceptowania tego pieprzonego świata. A tu nadeszła chwila... i...
Znowu wszystko się rozwaliło. I z pewnego punktu życia wróciłem spowrotem do zera. SAMOTNOŚĆ ponownie powróciła, dół znów się pojawił. Znowu zostałem sam. :(
Mam juz dosyć tego wszystkiego. Bóg wystawia mnie na najwyższą próbe. Choć powinienem być już przyzwyczajony do samotności tak nie jest. Nie mam już nikogo. Dlaczego? Bo sam wszystko spiepszyłem.
Doszedłem do wniosku, że Bóg poprostu chce abym żył w samotności, oderwany od życia.
Podjąłem decyzje żadnych masek na siebie niechce nakładać więc... musze pogodzić się z wiadomością, że moja głupota, mój idiotyzm, cały ja jestem do niczego. Nie mogę docenić tego co mam. Czasami prawda rani i pieprzy wszystko.
Jak mam patrzeć ludziom w oczy, kiedy wszyscy mają do mnie słuszne pretensje?
Jak mam cieszyć się życiem, kiedy sam sobie je niszcze?
Jak mam być szczęśliwy, kiedy nikt nie potrafie docenić innych?
Jak mam kogoś lubić, kiedy sam jemu i sobie niszcze życie?
Usłyszałem ostatnio "w oczach Boga jesteś ideałem." niestety to nie prawda ja jestem wyjątkiem. Jestem cholernym błędem jaki Bóg stworzył. Kocham Go, ale wątpie że On mnie kocha. :(
Było mi źle - Bóg postawił mi ludzi na drodze.
Było mi dobrze - więc przez moją durnote ich ominąłem na drodze i jeszcze popknąłem w krzak kolczasty.
I teraz znowu jest źle. :(
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH! :( ŻAŁUJE :( wiem ze już zapóźno. :(
nie masz za co przepraszać a przynajmniej nie mnie :* a poza tym nie jesteś sam masz mnie ;] no niby kiedyś popchnąłeś mnie w krzak kolczasty ale nic mi się nie stało i chce podążać przy tobie bo błędy czasami się zdarzają najlepszym ;] :* .M.
OdpowiedzUsuń