Nowy a raczej kolejny rozdział mojej życiowej księgi.

Chcą czy nie chcą trzeba żyć.

Znam już swój cel, drogę i środki wyrazu. A co z tego wyjdzie, dowiesz się czytając.

Blog - swoisty pamiętnik, skrótowiec
myśli, miejsce ewolucji duszy, miejsce wylania duszy na słowa.

Czytelnik - odbiorca myśli, iskra nadziei, naukowiec, miłośnik czytania nielogicznych
utworów epickich o charakterze refleksyjno-filozoficznych.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Ja: moje życie

Barbara Skalska - Drzewo Życia

Ja: moje życie - jest Talentem - Boskiem Dziełem
Doskonałym stworzeniem - Dziełem Rąk Najwyższego

Otrzymany Talent - iść dwakroć zwiększając
 Otrzymany Talent - iść zakopać do dnia rozliczenia?

Pójść - otrzymując dwukrotną wartość
Pójść - otrzymując to samo Z E R E M?

Dostając - podwójne szczęście
Dostając - bezsens?

Jeden Talent - szansa

Jedno życie - możliwość działania
Jeden dzień - rozliczenie
Wóz albo przewóz

ŚMIERĆ!

środa, 19 października 2011

Ja: w świecie paranoi

Żyję w świecie pełnym sprzeczności, pogoni i masek. Przynależę do niego tylko pod względem cielesnym, bo moja dusza wymyka się spod ziemskiego rozumowania. Jestem jedynie częścią natury.

Ciągła pogoń już od najmłodszych lat, rywalizacja połączona z wrogością i tzw. walką o stołki. Ja tego nie chce. Notoryczne zakładanie masek. Czasem zastanawia mnie fakt czy w ogóle istnieje możliwość ich zdjęcia, bo przecież w każdym miejscu, w każdej relacji odgrywamy inną rolę, więc kiedy jesteśmy sobą? Ja chce, pomimo działania wbrew światu i przyjętym zasadom, być sobą. Codziennością w tym świecie jest egoizm, cynizm, manipulacja, korupcja i bazowanie na układach. Po co mi to? Ja wolę być neutralnym, a zarazem prawdziwy.
Mój świat wewnętrzny, w tym, w którym aktualnie znajduje się moja dusza, jest zupełnie inny. Być może zbyt bardzo go sobie wyidealizował lecz wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że ja czuje się spełnionym i szczęśliwym człowiekiem.
Mam swój świat i swoje kredki. Kultowe określenie ludzi, którzy wymykają się spod realistycznego myślenia, których drugi człowiek nie jest wstanie ani zrozumieć ani poznać. Czy ja do nich należę? Zapewne tak, bo to jak żyję, czym się kieruje, co myślę, co robię, czego doświadczam, jak rozmawiam, wymyka się spod tej ziemskości. Dlatego też, coraz więcej ludzi nie umie mnie zrozumieć, nie zna mnie. Zaakceptowałem to, gdyż rozumiem ich. Nie prosto jest rozumieć kogoś, kto jest inny. Osobę, która nie kieruje się tymi samymi wartościami, celami, która wyznacza sobie zupełnie inny sens życia, która inaczej patrzy na rzeczywistość, na ludzi, na zachowanie, reakcje, która uczuciami nie raz tak bardzo się odróżnia, że nazwanie tych stanów jest niewykonalne. Z doświadczenia wiem, że trudno jest przedstawić innym swoje emocje tak, aby rozumieli, gdyż każdy ma inną definicję tego samego słowa. Przykładem jest miłość, każdy inaczej ją traktuje, nie którzy jako cielesność, inni jako duchowy stan, inni jak zwykłą relacje, itd.
Człowiek, który wykracza po za pewne ramy, które zostały nałożone przez społeczeństwo i kulturę, przeżywa w sobie olbrzymi chaos, nie potrafi zrozumieć samego siebie, swoich reakcji, a wręcz zaakceptować samego siebie. Wiem, że nikt nie jest wtedy w stanie mu pomóc, mimo najszczerszych chęci. To czas, który trzeba poświęcić, by wyjść z podniesioną głową, z pewnością siebie, i racją o słuszności swojego działa.
Wyjście po za to, co daje nam świat, nie oznacza od razu, że taka osoba jest odizolowana od innych na własne życzenie. Postać ta przygotowuje się i kształtuje siebie na tyle, żeby żyć w zgodzie z ludźmi, a zarazem tak, żeby nie zatracić siebie i swojego świata.
Sam to nie raz przeżywam i uwierzcie mi, że nie jest to takie proste, kiedy człowiek nie umie nazwać, opisać stanu, w którym aktualnie się znajduje. Uświadomienie samego siebie, że było się kimś przez pryzmat płaszcza, którzy nakładany był przez wiele lat, dzięki czemu sam siebie człowiek nie zna, jest wielki bólem i nie raz przypłaca się to bezsennością.
Teraz, kiedy jestem już świadomy, staje przed i wśród ludzi, i jestem szczęśliwy, gdyż wyszedłem z świata, który jest dla mnie paranoją, a przez to, czuje się wolnym i spełnionym, gdyż znalazłem swoją Ojczyznę.

Ja: Dialog z samym sobą

Kamil ten sam, a jednak inny. Tak coraz częściej słyszane przeze mnie słowa - zmieniłeś się, nie poznaje Ciebie. Dlaczego tak sądzisz? Przecież melancholia, asertywność, samotność, cele, rozterki, praca i choroba nie są Ci obce. A jednak wzbudzają już nie tylko w Tobie to niezrozumienie.

Jan Matejko - Stańczyk
W moje życie zostało wprowadzonych wiele zmian i dodatkowych urozmaiceń. I zgodzę się, że jestem ten sam, bo ciało i duch został ten sam lecz psychika jest inna. Co to znaczy? Nauczyłem się wyciszenia i spokoju, harmonii wewnętrznej. Doświadczyłem poważnych rozważań egzystencjalnych. Zrozumiałem asertywność i używam "nie". Przeżyłem całkowitą samotność w głębszym tego słowa znaczeniu. Postawiłem na swojej drodze cele, które pchają mnie do przodu, wyznaczają sens życia. Pojawiły się problemy, zakłopotanie i nie kiedy przerażenie o samego siebie. Dodatkowo praca i to nie tylko naukowa w szkole. A choroba to wystarczą "...".
Już nie jestem ten sam człowiek co przed wakacjami czy nawet w trakcie. Tylko w pewnym stopniu, bo to proces, który trwał naprawdę długo.
Wprawiam w zakłopotanie i nie raz we wściekłość. Nie dziwie się, sam nie raz ma to samo w stosunku do samego siebie. A czy to co się dokonało, a dokładniej dokonuje będzie dobre, to już przyszłość zweryfikuje.
Czy stałem się egoistą? Pewnie i tak. Bynajmniej tak zostaje odbierany. Dlaczego? Ponieważ zacząłem zajmować się swoim życiem, swoją przyszłością i drogą, na którą powołuje mnie Chrystus.
Czy zacząłem okłamywać siebie i innych? Hmmm... Chyba wręcz przeciwnie. Bo przestałem mówić tak myśląc nie, bo inaczej nie potrafiłem. Oszukiwać samego siebie, że jest wszystko ok, iż ze wszystkim sobie poradzę. Oszukiwać innych, że jest tak a nie inaczej.
Czy przestałem kochać? Na pewno zupełnie inaczej wygląda teraz w moim życiu miłość, niżeli wyglądała gdzieś koło kwietnia-maja. Czy jest bardziej doskonała? tego już nie wiem.
Czy stałem się cyniczny? Nie, po prostu mówię to, co jest prawdą i jest odpowiedzią na pytanie bądź zadanie. Czyli jednak może cynizm? To już od odbiorcy zależy. Bo każdy i tak, każdy czyta, tak jak chce przeczytać, a nie, tak jak jest na prawdę. I tu jest pies pogrzebany.
Dlaczego lubię tak milczeć? Ukochałem to, co mobilizuje mnie do myślenia. Wiesz, że ranisz tym innych? Wiem, jestem tego świadom, bo nie raz już tego doświadczyłem. A jednak to robisz? Bo nie potrafię inaczej walczyć z tym, co dzieje się we mnie.
Dlaczego zakładasz maski? Każdy je ma, w dzisiejszym świecie nie jest możliwe chodzenie bez nich. Zastanawiam się czy w ogóle istnieje coś takiego jak prawdziwe "JA". A to dlaczego? Bo jak nie jesteśmy dzieckiem, to uczniem, to wychowankiem, to przechodniem, to potencjalnym klientem, wiec gdzie w tym tłoku mogę odnaleźć siebie? W ciszy i harmonii z samym sobą.
Jedne z wielu pytań zadanych mi ostatnio. Krótkie odpowiedzi, myślę, że w miarę przejrzyściej, dokładniej ze szczegółami się nie da, gdyż ogranicza to fakt, że ten blog jest ogólnodostępny.
Refleksje z dnia dzisiejszego: Coś co jest trudne do zrozumienia, a zarazem połączone z nienawiścią i złością bądź z emocjami, jest nie do pojęcia. Zarówno mówię to dla Was jak i dla siebie.

sobota, 8 października 2011

Ja: Znam siebie?

"Znamy się jak łyse konie"
Już kilka osób stwierdziło, że dobrze mnie zna, że wie już o mnie bardzo dużo. Jednak czy aby na pewno? Bo któż może znać mnie lepiej niż ja sam? Jeżeli ja nie znam się, to druga osoba stojąca i obserwująca mnie, może mnie znać?

Według mnie, człowiek nigdy nie będzie wstanie poznać całkowicie samego siebie, a co za tym idzie ludzie, którzy są wokół niego, również tego nie dostąpią. Życie metaforycznie określane drogą, to długotrwały proces, a całe nasze życie to przestrzeń do odkrycia nas samych. Można powiedzieć, że nawet przy śmierci nie będziemy znać samych siebie.

Pomiędzy podstawowymi pytaniami egzystencjalnymi znajduje się ono: Kim ja jestem? Nie jednokrotnie większość z nas dążyła do poznania odpowiedzi, ale za każdym razem okazuje się, że to wbrew pozorom nie jest takie proste.

Pierwszy punktem wyjścia do odpowiedzi jest nasz maska. Kim jestem? Dzieckiem moich rodziców, uczniem, pracownikiem, przyjacielem, kolegą, znajomym, a przede wszystkim człowiekiem. Tylko gdzie jestem ja w tym wszystkim? O wiele łatwiej odpowiedzieć na pytanie: Jaki jestem? I większość ludzi właśnie myli te dwa pytania. Taka subtelna różnica pomiędzy kim a jaki.

Drugim to poszukiwanie w sobie cech i przypisywanie ich człowiekowi. Jestem odważny, więc jestem człowiekiem. Jestem osobą lubiącą samotność, więc jestem samotnikiem. Jestem emocjonalny, więc jestem romantykiem. Można tak w  nieskończoność. Tylko czy to jestem ja? Czy cechy te nie są odpowiedzią na określone sytuacje, nastroje?  Nie wiadomo.

Kim jestem? Odpowiedź: "..."

Najgłębsza i najbardziej odpowiednia odpowiedź. Jeżeli nie umiemy odpowiedzieć na to pytanie, to powinniśmy ułożyć swój "regulamin" - system wartości, priorytetów, marzeń, pragnień - i nimi się kierować i z nimi żyć w zgodzie.


Jeżeli ktoś mówi mi, że zna mnie dobrze i wie o mnie wystarczająco dużo, to odpowiadam: "Nie możesz znać mnie dobrze, jeżeli ja sam siebie do końca nie znam. Twoja znajomość mnie to tylko analiza twoich obserwacji, nic po za tym." Mimo, że robimy wiele czynności, które w pewnym sensie kształtują nasz wizerunek, to nikt nie zna naszych myśli, poglądów, rozważań. Po samej analizie naszych zachowań, nikt nie jest wstanie określić kim my jesteśmy.

Wydaje mi się, że osoby, które uważają, że znają kogoś dobrze, żyją nie tyle, co w błędzie, co w głębokiej nieświadomości. Poszukują odpowiedzi na egzystencjalne pytani u innych a nie u siebie. Doprowadza to do próby "stawania w miejscu innej osoby".  

"Pozory czasem mylą"

Nie raz spotykamy się z tym zdaniem, a jednak tak mało przykładamy do niego uwagi. Bo może nie tylko u innych pozory myją, ale również i nas w nas samych.

Jeżeli ja poznaje siebie to, czy nie mogę wpaść w pozory? Oczywiście, że tak. Bo sytuacje na nas pewne reakcje wymuszają i dopiero czas i błędy weryfikują pozory. Odkrywanie i usuwanie wszelkich wątpliwości to jeden z celów naszego życia. Powinniśmy dążyć najdoskonalszego poznania własnej osobowości - własnego ja. Ja bynajmniej mam zamiar tak zrobić.

Pozorem są również nasze zachowania, gdyż często ograne, przemyślane, zaplanowane, a wręcz zazwyczaj impulsywne. Po nich nie można okryć kim ja bądź druga osoba jest. Rozmowy to tylko jakiś skrawek tego, co jest naprawdę. Trzeba zauważyć, że nie każda rozmowa nas "odkrywa".

Świat, w którym żyjemy, nałożył na nas ochronę, a dokładniej mówiąc, to my sami sobie ją nałożyliśmy. Czy aby na pewno dobrze?

Według mnie tak, bo gdzie by była nasza prywatność, jeżeli każdy mógłby nas poznać "do szpiku kości", gdzie moglibyśmy skrywać nasze sekrety.

Są osoby, którym więcej lub mniej udostępnimy.

Ja, znam świat i ludzi tylko i wyłącznie przez pryzmat tego co widzę i co myślę, ale co tak naprawdę jest rzeczywistością, a nie moją fantazją, wie tylko sam Stwórca.

środa, 28 września 2011

Ziemska egzystencja - refleksja bezsennej nocy

Po raz kolejny zadane pytanie: Czy zadajecie sobie pytania egzystencjalne? Cisza... Efekt cywilizacji czy totalnego zdziczenia?

Od wielu lat moim codziennym rozważaniom towarzyszy pytanie; po co żyje? jaki jest mój cel? dokąd mam dojść? Spełniają wyjściowe pytania do moich bezsennych nocy.



 


Dzisiaj nastała kolejna... Ogrom wydarzeń i rozmów, przeżyć, i doświadczeń emocjonalnych. Zasiadam w rogu mojego łóżka, wtapiam się w otoczenie i z refleksyjnym spojrzeniem spoglądam na ukochany punkt mego sufitu - co widzę? Siebie w sytuacjach z przeszłości i teraźniejszości, z wyobrażeniem przyszłości.

Samotność. Enty raz powtarzana przeze mnie. Może nie mimo chodem przykładam do niej tak mocno uwagę. Pytanie: Do czego Ty, Panie, mnie powołujesz? Czy odpowiedzią może być samotność? Najwidoczniej nie tylko może, co jest. "Pustelnią" i "ciszą" stało się całe moje życie, to w tym się spełniam, i okrywam siebie. To w samotności cała moja egzystencja. To tylko ta pustka towarzyszy mi od świtu do zachodu, od niedzieli do niedzieli, i od stycznia do grudnia. Na każdym kroku.

Zawitałem do krainy mojej ziemskiej drogi. Krocząc po niej z każdym postawionym krokiem, przybliżam się do kresu mojej wędrówki. Minąłem już piękne krajobrazu przy promykach słońca, przy zwiewnym powiewie wiatry, przy wichurach, burzach, gradobiciach, katastrofach. Już kilka razy stawałem nad przepaścią, którą wypełniała czarna otchłań. Idę dalej, cały czas do przodu bez możliwości powrotu. Kolejny etap mojej wędrówki.

Spełnienie. Widocznie ja niestworzony jestem do życia wśród Was. Może dla mnie "być" znaczy co innego dla Was. Może moje "czyny" odzwierciedlają nie to, co chciałbym Wam przekazać. Może moje "uczucia i emocje" inaczej są odbierane, niżeli ja bym chciał. Więc tkwi moje spełnienie, jeżeli nie wśród ludzi, jeżeli nie w tym świecie. Czy istnieje inny świat?

Mój świat. Stwarzam sobie swoją indywidualną i perfekcyjną, dla mnie, przestrzeń, w której będę czuł się spełniony, akceptowany i rozumiany, w której po prostu będę czuł się dobrze. Czy wiąże się on z innymi świata? Zapewne tak, przede wszystkim z tym, co odnajduję w samym Jezusie Chrystusie. Czy to oznacza, że jestem oschły dla innych? Gdzież są i jakie są moje emocje?

Emocje. Radość czy smutek. Miłość czy samotność. Może nie potrafię nazywać każdych z moich emocji, ale jestem wielu świadom. Gdy byłem dzieckiem, nie do końca potrafiłem zaakceptować świat w jakim istnieje. Teraz? Pokochałem go, taki jakim on jest. Co za tym idzie, również ludzi, mimo tego, że mnie nie rozumieją (choć wierzą w to, że mnie rozumieją), że nie znają mojego świata i mojej filozofii (niestety one są skryte głęboko we mnie, niektórzy znają odłamek) oraz nie potrafią w pełni zaakceptować mnie, takim jakim jestem. NIECHCE WAS RANIĆ, bo Was KOCHAM, dlatego postanawiam odsunąć się. Radość to uczucie, które towarzyszy mi w dzień, a w nocy zaś smutek. Jakby to powiedziała pewna osoba: Człowiek pełen sprzeczności. I faktycznie tak jest. Moje życie od małego zostało skazane na wiele sprzeczności, w których w nadal trwam. Pokochałem je, bo zmienić ich nie mogę. Stały się dla mnie codziennością.
Jeżeli wydaje się Wam, że jestem z kamienia, który jest pozbawiony uczuć, to muszę Wasze złudzenie wyeliminować. Każde słowo, każdy gest, każdy czyn wpada głęboko we mnie, w mój świat i po zostaje w nim na długo. 


Kolega z klasy ujął, że wrażliwość to bycie pedałkowatym (ciotą). Czy aby na pewno? Czy błędem jest podchodzenie do życia w sposób bardziej duchowy niżeli większość społeczeństwa? Wrażliwość to zaglądanie w głąb siebie, swojej duszy, analizowanie swoich przeżyć, emocji, doświadczeń, rozmów, kontaktów międzyludzkich, bycie indywidualnością w świecie powszechności.

Nigdy nie będę dobrym kandydatem na męża - słowa dzisiejszego dnia. Bo która z Was - dziewczyn - chciałaby mieć za męża chłopaka, dla którego nie tylko mecz i piwo jest najważniejszy? Chłopaka, który patrzy na świat w sposób indywidualny, którego myślenia nie zrozumienie prawie nikt.



Życie. Wchodząc w nie, dopiero teraz napotykam się na problemy, które już nie są problemem dzieciaka, ale stwarzają podstawy do refleksji nad odpowiedziami na egzystencjalne pytanie.  Poglądy innych osób, nawet moich, bądź co bądź, autorytetów.

Doświadczenie tego roku (2011go), przeżyć ostatnich miesięcy, rozmów ostatnich dni, napełniają mnie coraz większym przekonaniem, że świat, w którym żyje, to tylko kompan do egzystencji z moim indywidualnym światem. To co się stało i to, co się dzieje sprawia, że moje przekonania i wartości, które wyznaje, wzmacniają się.

Konfrontacja z rzeczywistością już nie jest tak bolesna, jak była jeszcze tak nie dawno.

piątek, 23 września 2011

Ja...

Edvard Munch - Melancholia

Po raz kolejny zostałem zapytany, po co piszę bloga i dlaczego chcę, aby ktoś inny go czytał? Szczególnie wywołuje się lekkie zamierzanie, kiedy otwarcie mówię, że piszę o swoim własnym życiu, o moich poglądach i moim patrzeniu na świat. Dlaczego? - właśnie teraz zastanawiam się nad tym.

Przecież blogi rozpowszechniły się już tak dobrze, że ludzie co raz częściej zaglądaj na różnego rodzaju strony, czytają posty, nie zawsze mające dużo wspólnego z językiem polskim. Więc co wzbudza takie zainteresowanie, przekazywaniem swojego życia innym?

Moje życie, to tylko moje doświadczenie, moje marzenia zrealizowane bądź nie, to mój świat i moje kredki, moje poglądy. Nie chciałbym ich trzymać dla siebie, ale to nie oznacza, że będę  o nich mówić na prawo i na lewo. Jeżeli przeczytacie poprzednie posty, zauważycie, że bardzo rzadko się zdarza, że piszę wprost, co dzieje się w moim życiu, czy coś się zmieniło czy nie. Jednak każde zdanie wypowiedziane, napisane odwzorowuje naszą osobowość i emocje, które w danym momencie są wewnątrz nas. Ja znalazłem sposób uwalniania ich, przez pisanie, śpiewanie czy tańczenie.

To moje przelane na literki emocje, które mniej lub bardziej dosłownie odzwierciedlają mnie. Moje oderwanie się od rutynowych sposobów na radzenie sobie ze stresem, emocjami i przeżyciami.

Każdy post to rysunek, który namalowany słowami, stanowi cząstkę moje świata. Blog stanowi bramę do mnie, ale jednak brama to nie wszystko, trzeba znaleźć klucz, który choć jest blisko jest daleko.

"Wśród ludzi jest się także samotnym." Antoine de Saint-Exupery

Mogłoby się wydawać, że świat mój jest zamknięty, niedostępny dla innych. Ale tak nie jest? Wbrew spekulacjom, pogłoskom i opinią innych. Kocham zarówno ludzi, jak i samotność.

Nawet wśród najbliższych mi ludzi czuje sie samotny. Egoizm? Może, z zapewne tak jest, czego nie raz mogę doświadczyć bezpośrednio bądź pośrednio. Kocham przebywać w gronie przyjaciół, w gronie znajomych, w gronie nawet obcych mi ludzi (szczególnie szczerych dzieci), ale paradoksalnie kocham swoją pustelnie, po której nie raz zmierzam dziesiątki, setki, tysiące kilometrów.

Mam swoja filozofię życia, przez co zapewne nie należę do tego świata. Nie boje się tego, że jestem tu jak intruz, lecz boje się, że bliskie mi osoby nie akceptują mojej nienormalności.

Mam swój czas. Nie jestem ani w euforii ani w depresji, jestem po prostu sobą. Kocham swoją radość jak i smutek. Swoje szczęśliwe jak i melancholijne dni. Bo to jest moją naturą. Stan, który nigdy nie jest pewny, nigdy sprawdzony.

"Jeśli ktoś jest odmienny, to jest skazany na samotność." Aldous Huxley

"Lubię samotność kontrolowaną. Lubię włóczyć się po mieście. Nie boje się, że przyjdę do pustego mieszkania i sam położę się do łóżka. Boje się, że nie będę miał za kim tęsknić, kogo kochać. Potrzebuje ciepła i bliskości." Kuba Wojewódzki

Cytat, który tak bardzo mi utkwił w głowie, pełen realizmu i życiowych problemów. To jest dylemat życia. Samotność kontra uczucie. Kochasz jedno i drugie. Egoizm? Nie kochasz niczego. Pustak. Kochasz jedno, to tracisz drugie. Szukać "złotego środka"?

Uwielbiam utopić się w świecie literatury, muzyki i fikcji. Uwielbiam przejść się uliczkami uroczej Warszawy, by w samotności dotknąć piękna świata. Uwielbiam wyrwać się choć na chwilę z natłoku obowiązków i zaganianej stolicy, i uciec na łono natury, do czystej wolności.

Ale nie lubię wracać do domu, kłaść się do łóżka i myśleć: co dalej? Nie dziwne, że brakuje mi ciepła i bliskości. Rodzice nie wszystkiemu podołają. Jedyną moją bliskością ma być pies? No nie za bardzo, może to stanowić fundament życia jakim są uczucia.

Tęsknota. Bolesna i dotkliwa dla jednej jak i dla drugiej strony. Utopia jaką staje się kolejne spotkanie.
Miłość. Radosna, a zarazem smutna, podatna na dotknięcia i porywy najmniejszego wiatru.
Bliskość. Przyjemna i spełniająca, aż prosi się o załamanie.

Melancholijny mój stan i melancholijny obraz świata. Zawirowania myśli pełne niepokoju i lęku. Pobudzają wyobraźnie i snucie domysłów. Zapełniają moją pustkę swoją obecnością.

poniedziałek, 5 września 2011

WSTAŃ I IDŹ...


"Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: "Sługa nie jest większy od swego pana". Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał."
Ewangelia wg św. Jana 15,19-21 


niedziela, 4 września 2011

 
SERCE UMARŁO
DUSZA ZAMARŁA
POZOSTAŁ
TYLKO
ROZUM
I
SPLOT CHAOTYCZNYCH
MYŚLI 
 

czwartek, 1 września 2011

O naśladowaniu Chrystusa cz. I

Nie dawno do głowy wskoczył mi pomysł na serię odnośnie postów na blogu. Przemyślałem parę ważnych tematów, co chciałbym poruszyć. Biblia? Piękna księga, ale jeszcze zbyt trudna jak dla mnie. Cóż może trafić do mnie, a przez moje komentarze do innych, szczególnie młodych? I wtedy wpadła mi do ręki książka "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis'a z rozważaniami ks. Felicite Roberta de Lamennais. Czy to dobry pomysł i czy to coś komuś da? Odpowiedź na to pytanie nie należy już do mnie. Wszystkich młodych i tych po osiemnastce z hakiem (mniejszym bądź większym) zachęcam do lektury tej książki.

Rozpoczynam jak to przystało na serię, od samego początku. Księga Pierwsza, rozdział pierwszy.
Manuskrypt "O naśladowaniu Chrystusa"
Biblioteka Królewska w Brukseli

KSIĘGA PIERWSZA
Rady przydatne, by wkroczyć na drogę życia wewnętrznego.

I. Trzeba naśladować Chrystusa, a wzgardzić wszystkimi marnościami świata.

1. "Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemnościach" (J 8,12), mówi Pan. Tymi słowami Jezus Chrystus poucza nas, byśmy naśladowali Jego postępowanie i życie, jeśli chcemy zostać prawdziwie oświeceni i uwolnieni z zaślepienia serca. Niech więc rozważanie życia Jezusa będzie w naszych rozmyślaniach na pierwszym miejscu.

Kto idzie za mną... tymi słowami rozpoczynamy. Bóg nie rozkazuje - masz iść za mną! - Bóg proponuje każdemu z nas, by zwrócił się ku Niemu i podążał Jego drogą. Bóg nie chce nas przekupić - choć za mną, a nie będziesz w ciemnościach, lecz dostaniesz światło - Bóg oddaje nam siebie dla nas, chce przez swojego Jednorodzonego Syna poświęcić wszystko z miłości do nas, każdego z nas. Jezus Chrystus pragnie naszego szczęścia, nie obiecuje pięknej, bezbolesnej drogi, a wręcz odwrotnie, chce byśmy naśladowali Jego postępowanie i życie. Ani dzieciństwo, ani lata nauczania, a już tym bardziej męczeńska śmierć, nie były proste i przyjemne. Wymagały poświecenia, ofiary i miłości. On tego oczekuje ode mnie i od Ciebie, pragnie byśmy szli Jego drogą. Nie robi tego dlatego, żeby nas zniewolić, poniżyć. On chce nam dać prawdziwe światło, wolność, która jest ponad wszystko to, co my ludzie nazywamy wolnością. To tylko pseudo, bo czy nią są uzależnienia, nawyki, przyzwyczajenia, pragnienia, pożądania, niepohamowane uczucia? W Bogu odnajdziemy uwolnienie, zerwanie zniewolenie, które zgotował nam świat - działalności szatana w świecie. Postawmy Jezusa życie jako wzór, jako drogowskaz jaką drogą mamy podążać. Niech słowa Ewangelii będą odpowiedzią na nurtujące nas pytania, wątpliwości, trudności i problemy.

Jezus Chrystus to też człowiek, najdoskonalszy, bo boski, który również jak i my dzisiaj przeżywał chwile załamań, wahań, zwątpień, fałszywości ze strony innych. A i tak na łożu śmierci wykrzyczał: "Pragnę!", bądźmy i my przygotowani na tą chwilę, byśmy wykrzyczeli na cały świat przykładem naszego życia słowo: PRAGNĘ!

2. Nauka Chrystusa przewyższa naukę świętych, a kto by miał ducha [Jezusa], znajdzie w niej mannę ukrytą. Jednakże wielu, choć słucha Ewangelii, pozostaje na słowa Pana niemal nieporuszonymi, ponieważ nie mają ducha Chrystusowego. Chcesz doskonale pojąć i smakować słowa Jezusa Chrystusa? Staraj się żyć tak, jak On żył.

Coraz więcej katolików zaczytuje się i zagłębia się w biografię i nauki świętych, twierdze tak z własnego doświadczenia, nie do końca znając życie i nauczanie Jezusa Chrystusa. W większości domów na półkach obok wielu innych książek stoi księga zatytułowana, "Biblia". Nie raz kapłani na ambonie skarżą się, że wchodzą podczas kolędy do domów, a na stole stara, nieużywana, wręcz zakurzona Biblia. A wystarczy zdanie dziennie, akapit, najmniejszy fragment, by na cały dzień dostać mannę, porównywalna do miodu, który zagoi każdą ranę życia codziennego. Podczas Mszy świętej kiedy kapłan czyta Ewangelię, a potem dodaje słowo, większość ludzi myśli o domu, pracy, a wszystkim, ale nie o tym co potrzeba. Nie ma ducha Chrystusowego. Człowiek tak zamknął się w swojej skorupce, że nie chce nawet kawałeczka wystawić po za, to w czym jest, a bywa, że i w gównie się tarza.

Bóg przychodzi po przez pragnienia- Chcesz doskonale pojąć i smakować słowa Jezusa Chrystusa? Czy to nie jest oczywiste wzbudzanie emocji przez Boga? I prosta nauka, w teorii dość prosta do zrealizowania, ale w praktyce okazuje się, że to tylko pozory. Ale jaka potem nagroda!

3. Na cóż ci rozprawiać uczenie o Trójcy Świętej, jeśli brak Ci pokory, a przez to i podobać Jej się nie możesz? Bez wątpienia, to nie wzniosłe rozmowy czynią człowieka prawym i świętym, lecz życie cnotliwe czyni go miłym Bogu. Wolę odczuwać skruchę, niż znać jej definicję. Choćbyś bowiem znał na pamięć całą Biblię i wszystkie sentencje filozofów, cóż ci to wszystko pomoże bez miłości Boga i Jego łaski? "Marność nad marnościami - wszystko  jest marnością" (Koh 1,2), prócz miłowania Boga i służenia Jemu samemu. Największa mądrość to przylgnąć do Królestwa Niebieskiego przez wzgardę światem.

Czyli mam się nie uczyć o Trójcy Świętej? Nie, masz najpierw uczyć się pokory, by spodobać się Jej, a w między rozprawiać nad Nią. Bo jak można się spodobać komuś, będąc pysznym o zatwardziałym sercu. Najpierw trzeba przemienić serca, a do tego potrzebny jest Chrystus, bo tylko On to potrafi. Światu nie potrzeba ludzi nauki, elokwentnych i mówiących o swojej wierze w sposób pyszny, ani modlących się w każdym czasie. Bóg nie potrzebuje sztuczności, ani dewotyzmu , On zna nas na tyle dobrze, że nie oszuka się Go, bo On sam jest Prawdą. Samo poznanie teoretyczne pokory, skruchy, czy tym podobnych, nie wystarczy, potrzeba otwartości serca, gotowości działania, pracy, by poczuć to co w nas głęboko zakleszczone, bo nie ma złych ludzi, są tylko dobrzy ludzie, którzy źle pokierowali swoją drogą życia i skusili się szatanowi. Bóg nie wybierał naukowców, faryzeusz w dawnych czasach, którzy cytatami biblii, czy sentencjami, latali na prawo i lewo, lecz wybieram prostaczków - pasterzy, siostry zakonne, które trzymały się na uboczu, czy odsuniętych od świata zakonników. Dlaczego? Bo Oni kochali, wierzyli, pragnęli, żyli nadzieją, a nie tylko mówili.

Życie jest ulotne, wszystko przeminie, jedynie Boże miłosierdzia, które ukazuje się przez miłość, przetrwa wszystko - nawet zło. Bóg pragnie byśmy odrzucili życie przyziemne, a zwrócili się ku Niemu, a On wspomoże nas w ziemskim pielgrzymowaniu.

4. Marnością jest zatem gromadzić przemijające bogactwa i pokładać w nich nadzieję. Marnością zabiegać o zaszczyty i pragnąć dla siebie pierwszego miejca. Marnością iść za pożądaniami ciała i szukać tego, za co wkrótce trzeba ponieść surową karę. Marnością pragnąć długiego życia, a nie troszczyć się, by było dobre. Marnością myśleć tylko o życiu obecnym, a nie oglądać się na przyszłe. Marnością jest przywiązywać się do tego, co tak szybko mija, a nie śpieszyć ku radości bez końca.

Marność to taka cholerna kruchość i naiwność, która może doprowadzić do tragicznego końca. Rujnuje człowieka, który z natury jest dobry, pragnący miłości, uczuć i wsparcia. Co jest tą marnością? Może ktoś powiedzieć, że wszystko. I miałby słuszną rację, ale czy to niszczy człowieka? Raczej nie. Owszem pieniące, pożądania, pragnienia, emocje nieposkromione, egoizm, ale to się z nieba nie bierze. To człowiek wybiera taką a nie inną drogę. To człowiek skazuje siebie na marność. To człowiek pragnie tylko siebie, widząc i słysząc tylko siebie. Więc co jest marnością? Sam człowiek dla siebie. Tak, człowiek jest marnością dla siebie. Jedynym lekarstwem jest sam Jezus Chrystus. Nie puste słowa, nie rzucone na wiatr. Bo tylko On, potrafi z człowieka pysznego, bogatego zrobić pokornego pasterza. Nie oznacza to, tego że Jezus chce biedy i naiwności ludzkiej. Pragnie pokory i skromności. Bo czy bogaty musi zaraz być pysznym? Nie, jeżeli w tym wszystkim widzi Boga i jest mu oddany przez szczerą skromność.

Na marność człowiek skazuje się sam. Lecz dla Jezusa nawet marności nie są przeszkodą. Jezus pokona wszystko, tylko trzeba mu zaufać. A On uświadomi człowiekowi, co tak naprawdę jest marnością w naszym ziemskim życiu. A żadne słowa tego nie pokażą, mimo szczerych chęci.

5. Wspominaj często słowa Mędrca: <> (Koh 1,8). Staraj się zatem oderwać swoje serce od miłości rzeczy widzialnych, by je całe wznieść ku niewidzialnym, bowiem ci, którzy idą za zmysłowością, plamią swoją duszę i tracą łaskę Bożą.

Człowiek kieruje wzrok i słuch tam gdzie on jest martwy. Widzi i słyszy tylko to, co chce. Nie raz zamiast do Boga uciekam się o pomoc do wróżek, horoskopów, itp. Bezsensowne podążania, które plamią. Najlepszym jednak komentarzem do tego punktu są słowa:

Mamy tu na ziemi tylko jedno zadanie: nasze zbawienie. A nikt nie może być zbawiony inaczej, jak tylko przez Chrystusa i w Chrystusie. Wiara w Jego słowo, posłuszeństwo Jego przykazaniom, naśladowanie Jego cnót ­- oto życie, i nie ma innego. Cała reszta to marność, i widziałem, mówi Mędrzec, że człowiek nic nie ma z trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem (por. Koh 1,3). Bogactwa, przyjemności, zaszczyty ćóż będą znaczyły, gdy ciało rzucą w dół, a dusza odejdzie do wieczności? - ks. Felicite Robert de Lamennais

Moje słowa przy tym, to puste, bez znaczące hieroglify. Ks.Felicite mówi głębią przepełnioną życiowym doświadczeniem. To marności człowieka porównana jest do wieczności. A zarazem bez skrupuł przedstawione zadanie ziemskiego życia: NASZE ZBAWIENIE.

Dążyć ku zbawieniu jest celem życia. Bez oglądania się na ziemskie przyjemności. Nikt nie obiecywał mi, że życie będzie piękne, gładkie i bezbolesne. Więc dlaczego dążenie ku zbawieniu miało być proste? Droga przez przeszkody jest więcej warta niż droga przez przyjemności.  

środa, 27 lipca 2011

Pragnienie

Przychodzi nie oczekiwanie. Zaskakuję i zmusza do refleksji. Pragnienie - czym to w ogóle jest? Kolejna egoistyczna zachcianka czy wręcz odwrotnie głos Boga w mojej duszy. Porusza, a zarazem wycisza. Dusi, a leczy. Raduje i smuci. Boli i nadaje sens.

Pieter de A. Grebber - Chrystus i Samarytanka

Z pragnieniem przede wszystkim w pierwszej kolejności kojarzy się czwarty rozdział Ewangelii wg św. Jana, w którym Jezus przechodząc przez Samarię zatrzymał się przy studni, gdzie spotkał kobiętę, która przyszła po wodę, a dostała Wodę Życia.


(1) A kiedy Pan dowiedział się, że faryzeusze usłyszeli, iż Jezus pozyskuje sobie więcej uczniów i chrzci więcej niż Jan - (2) chociaż w rzeczywistości sam Jezus nie chrzcił, lecz Jego uczniowie - (3) opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei. (4) Trzeba Mu było przejść przez Samarię. (5) Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. (6) Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. (7) Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! (8) Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. (9) Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. (10) Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. (11) Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? (12) Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? (13) W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. (14) Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. (15) Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. (16) A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. (17) A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. (18) Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. (19) Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. (20) Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. (21) Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. (22) Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. (23) Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. (24) Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. (25) Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. (26) Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. (27) Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? (28) Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: (29) Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? (30) Wyszli z miasta i szli do Niego. (31) Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! (32) On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. (33) Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? (34) Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. (35) Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. (36) żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. (37) Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. (38) Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. (39) Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. (40) Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. (41) I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, (42) a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśamy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata. (43) Po dwóch dniach wyszedł stamtąd do Galilei. (44) Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. (45) Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto. (46) Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. (47) Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający. (48) Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie. (49) Powiedział do Niego urzędnik królewski: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko. (50) Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. (51) A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. (52) Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka. (53) Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: Syn twój żyje. I uwierzył on sam i cała jego rodzina. (54) Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.
Bóg staje przed każdym z nas i prowadzi taki sam dialog jak z Samarytanką. Ja również jestem samarytaninem, któremu Jezus mówi: Daj mi pić!.

Boże, który zatrzymuje się w mojej krainie Samarii, i spotykając mnie przy studni, prosisz mnie o wodę, spraw bym tak jak Samarytanka z prostotą serca i umysłu stanął przed Tobą i prosił o Wodę Życia.

"Dawid poczuł pragnienie i rzekł:
Kto mi da napić się wody z cysterny,
która jest przy bramie w Betlejem?"
1 Krn 11, 17

Dawid też czuł to pragnienie - pragnienie, które i nas gdzieś dotyka. Tylko w porównaniu z Nim my nie szukamy u źródeł. "Kto da mi się napić z cysterny (...)" Tak ogólnie dostępne, każdy można byłoby powiedzieć, mógł przyjść i podać Dawidowi wodę, lecz ten powiedział "(...)która jest przy bramie w Betlejem (...)" To Ona jest Wodą Życia, która uleczy każde pragnienie.

Ojcze, który w swej hojnej ofierze darowałeś swojego Pierworodnego Syna jako Źródło Wody Życia pozwól mi, aby pragnieniem serca, z wyschniętymi wargami przyszedł przed Oblicze Twojego Syna i z odwagą powiedział: Panie, nie mam nic co mógłby Ci dać, nie mam sił by przed Tobą stać, ale proszę Cię napełnij duszę mą Twą Żywą Wodą.

"Panie, usłyszałeś pragnienie pokornych,
umocniłeś ich serca, nakłoniłeś ucha"
Ps 10, 17

Bóg widzi wszystko, każdy nasz dzień, każdy nasz ruch. Bóg usłyszy, nawet najmniejszy szelest naszych serc, poruszenie duszy. Bóg oczekuje pokory. Pokornych wywyższa i umacnia ich serca, gdy czują głos pragnienia.

Boże, w swej niezmierzonej mocy oczekujesz od nas grzeszników tylko pokory. Proszę Cię Wszechmogący Boże wesprzyj mnie w dążeniu ku pokorze serca, by każde pragnienie mego serca zostało zaspokojone Tobą i Twoimi darami...

"A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź!
A kto słyszy, nie powie: Przyjdź!
I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie,
kto chce, niech wody życia za darmo zaczerpnie"
Ap 22,17

Bóg ofiarował nam wszystko. Woła każdego z nas po imieniu. Mnie również budzi każdego dnia, przywołuje rankiem, i nawołuje do powrotu wieczorem, a nocą przytula i me serce uspokaja dźwiękiem mojego imienia w Jego ustach. Bóg mówi, ale czy ja Go słyszę?

Boże, Ty w swej ojcowskiej dobroci, na każdym kroku wołasz mnie po imieniu, przytulasz i wspierasz słowem i gestem, pozwól bym potrafił Ciebie usłyszeć i przyjść z pragnieniem, które zrodziłeś w mej duszy po Wodę Życia, którą mi dajesz za darmo.

OTO ŹRÓDŁA WODY ŻYWEJ,
KTO JEST SPRAGNIONY
NIE PRZYJDZIE I PIJE

środa, 15 czerwca 2011

Samotność


 Lubię samotność kontrolowaną. Lubię włóczyć się po mieście. Nie boję się, że przyjdę do pustego mieszkania i sam położę się do łóżka. Boję się, że nie będę miał za kim tęsknić, kogo kochać. Potrzebuję ciepła i bliskości.
— Kuba Wojewódzki

 Kiedy zastanawiam się, czy może samotność nie jest moją drogą życiową, to pojawia się we mnie nieopisywalny lęk. Jak to powiedział Kuba Wojewódzki, że nie boi się włóczyć sam po mieście. Tak samo i ja mogę chodzić godzinami uliczkami miast, mijając zakochane pary, rodziców z dziećmi, babcie i dziadków, i nadal czując się dobrze ze swoją samotnością. „Nie boje się, że przyjdę do pustego mieszkania”. Tego też się nie boję. Wrócić wieczorkiem po długim spaceru i rozłożyć się na łóżku i zapomnieć o bożym świecie. Czego tu się bać. Nawet samotność w łóżku nie jest straszna.

Jednak lęk to nie o to co cielesne, a o to co duchowe. Chodzę sam, mieszkam sam, śpię sam, więc za kim mam tęsknić, o kogo się troszczyć? Nie ma. Kogoś pokochać? Nie ma.

Jestem tylko człowiekiem i jak każdy potrzebuje ciepła i bliskości.

Nie proszę o tę samotność najprostszą
pierwszą z brzega
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć
nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać
przynajmniej jak pół wróbla
kiedy żaden pociąg pośpieszny nie spieszy się do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
nie proszę Cię o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma
- ks. Jan Twardowski

Samotność prosta, a zarazem trudna, trudniejsza. Bo czyż ta najprostsza nie jest równie trudna jak ta trudniejsza?

Gdy myślę o samotności na myśl przychodzi mi ten wiersz. Prosty, a zarazem przepełniony życiową mądrością. Bo gdy zostaje sam, kiedy nie mam z kim porozmawiać, kiedy wszystko cichnie, kiedy żadne pociąg nie spieszy się do mnie, kiedy zegar przystanął to jestem na tą samotność z góry skazany. Jest ona wytłumaczalna w moim umyśle. Nie ma nikogo i muszę się z tym pogodzić.

Ale kiedy ta samotność przychodzi trudniejsza, kiedy nawet wśród ludzi czuje się samotny, nawet wśród najbliższych (przyjaciół, rodziny) to już nie jest takie proste do wytłumaczenia. Smutek, a czasem wręcz rozpacz.

Tak pragnął bym bliskości i ciepła, a wokół tylko samotność, czy to wśród znajomych, kolegów, koleżanek, czy to wśród przyjaciół, czy to wśród najbliższych, zawsze sam. (dla wyjaśnienia chodzi mi o samotność, która jest w nas mimo wszystko, u mnie jest w dość dużej większości - to nie oznacza, że nie ma przyjaciół, którzy dają mi UŚMIECH i radość)

Już nie przemawia do mnie prawdziwa samotność „Kiedy Ty mówisz przeze mnie, a mnie nie ma”. Może i potrzeba czasu, by powróciła prawdziwość, ale jak na razie niech trwa prosta, ale zarazem i trudna samotność.

niedziela, 12 czerwca 2011

Wiara czy dewotyzm?

Od pewnego czasu zastanawiam się nad jednym, bardzo ważnym pytaniem: Kim ja jestem? I nie w sensie filozoficznym, czy biologicznym, czy jak to chcecie nazwać. Kim ja jestem – osobą wierzącą czy dewotą? Niby konstruktywne pytanie, prosta odpowiedź, tak bądź nie, a jednak sprawia problem. Bo gdzie jest ta granica między wiarą a dewotyzmem. Czy osoba wierząca może być dewotą, czy dewota może być osobą wierzącą?

Czym jest i na czym polega wiara? To chyba pierwsze pytanie, które powinien zadać sobie każdy zastanawiający się nad swoim życiem, sensem, a tym bardziej religią. Tylko w jaki sposób dokonać tej definicji. Dla każdego wiara jest czym innym, więc jak można ją uogólnić.

Czym jest i na czym polega dewotyzm? Zazwyczaj na słowo „dewota” ludzie wyobrażają sobie starszą panią z pod kościoła z różańcem w ręku i objeżdżającą spojrzeniem wszystkich wokół. Jednak czy to jest dobre spojrzenie? Dewotyzm to obnoszenie się z wiarą, a tak naprawdę to jest tylko jakaś warstwa, pod którą nic nie ma.

Jaka jest granica pomiędzy nimi? Wydaje mi się, że bardzo płynna. Tak trudno zajrzeć w głąb siebie samego i zadać to pytanie: Kim ja jestem?

Kiedyś usłyszałem słowa: Jesteś ortodoksyjnym katolikiem. Może to nie ortodoksja, a dewotyzm? Któż udzieli mi tej odpowiedzi…

Gdy za oknem zapadnie już zmrok, szum ulic wyciszy się do minimum, zapadnie cisza i pustka wokół. Próbuje stanąć przed samym sobą. Powiedzieć: „Kłosek – kim ty jesteś?”.

I wbrew dobrym chęciom i usilnym staraniom jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi. Czy ją otrzymam? Nie wiem, tego chyba nikt nie wie. Jedyne co przychodzi mi teraz do głowy to „zdjąć” z siebie wszystkie maski, przyzwyczajenia, nawyki, uzależnienia. Usiąść przy otwartym oknie, wpatrując się w szum liści na drzewie, wsłuchując się w głuchy dźwięk nocnej rzeczywistości, wspominając dobre i złe chwile, rozmarzyć się, i poczuć się wolnym…

Wiedza to jedną uczucia to drugie, a życie to trzecie. Z wiary do dewotyzm niedaleka droga, tak jak od miłości do nienawiści.

Jedyne czego pragnę to być wolnym człowiekiem takim jakim jestem. Ale zanim nim będę muszę stoczyć ciężką pracę nad sobą i otoczeniem. Wtedy będę gotów podjąć konkretne decyzje i plany na przyszłość, bo przeszłość czy teraźniejszość nie może mieć wpływu na wybór przyszłości.